18.02.2024

MISYJNE DOŚWIADCZENIE

S. M. Sara Carlson
Teksas, USA

Raz w roku studenci z Newman Center w Texas A & M – Corpus Christi (TAMU-CC) udają się do McAllen w Teksasie, aby pomóc w Catholic Charities Migrant Respite Centre. Ponieważ jestem obecnie studentką TAMU-CC, mogłam uczestniczyć w tej podróży misyjnej we wrześniu ubiegłego roku i chciałabym podzielić się moim doświadczeniem.

Wyruszyliśmy z Centrum Newmana 15 września około 16.15 i pojechaliśmy do McAllen czterema samochodami oraz ciężarówką wypełnioną darami. Naszym pierwszym celem było Centrum Odnowy w Duchu Świętym, przy parafii Ducha Świętego, gdzie mieliśmy spędzić noc, a następnego ranka pojechać do ośrodka dla migrantów.

Maryja, która jest dla nas wzorem Misjonarki

Tego pierwszego wieczoru w McAllen wszyscy misjonarze mieli okazję podzielić się swoimi przemyśleniami, oczekiwaniami, doświadczeniami itp. Przywiozłam ze sobą znany w Szensztacie, słynący łaskami obraz Matki Bożej Pielgrzymującej, który miał nam towarzyszyć.

Matka Boża została bardzo dobrze przyjęta przez grupę. Widzieliśmy w Niej wzór Misjonarki i pragnęliśmy Ją naśladować, by tak jak Ona służyć potrzebującym.

Następnego ranka rozpoczęliśmy dzień od Mszy świętej. Po obfitym śniadaniu wsiedliśmy do samochodów i pojechaliśmy do oddalonego o około piętnaście minut drogi ośrodka dla migrantów.

Obiad dla 700 osób

Kiedy dotarliśmy na miejsce, spotkaliśmy innych studentów, którzy również podjęli tego dnia posługę misyjna. Gdy przyjechaliśmy do ośrodka, mogliśmy zauważyć, jak bardzo personel cieszy się z naszego przybycia.

W każdym zakątku ośrodka siedziało wiele osób. Kobieta w kuchni powiedziała nam, że przygotowuje obiad dla około 700 osób. Budynek był niegdyś salą taneczną, która została przekształcona i podzielona na trzy obszary: miejsce rejestracji/oczekiwania, pokój ciszy i jadalnię.

Najpierw weszliśmy do strefy rejestracji, gdzie znajdowało się około 300-400 osób. Czterech pracowników przyjmowało informacje i pomagało migrantom na recepcji w załatwianiu spraw „papierkowych”. W drugim kącie znajdowała się duża „apteka” z lekami bez recepty, produktami higienicznymi i artykułami dla niemowląt: pieluszki, butelki, żywność dla niemowląt itp. Ludzie mogą zamawiać artykuły, których potrzebują, a następnie są one pakowane w paczki i dystrybuowane według potrzeb.

„Kiedy widzieliśmy Cię przybyszem i przyjęliśmy Cię?

lub nagim i przyodzialiśmy Cię?“ Mt 25,38

Następnie weszliśmy do pokoju ciszy, gdzie około 200 osób siedziało na kocach lub spało na podłodze. Podłoga była wyłożona twardymi kafelkami, a koce Czerwonego Krzyża były bardzo cienkie, ale wyglądały na ciepłe. Na środku pomieszczenia bawiły się i biegały dzieci. Było bardzo głośno, a w budynku często rozbrzmiewały głośne komunikaty, ogłaszające, że odjeżdża autobus lub że ktoś musi przyjść do rejestracji. Gdy nasza grupa przechodziła obok, uśmiechałam się do tak wielu osób, jak tylko mogłam. Jakże się cieszyli, widząc siostrę! Ale było też wiele smutnych i zmęczonych twarzy.

Następnie misjonarze zostali przydzieleni do różnych zakresów. Ci, którzy dobrze mówili po hiszpańsku, poszli do apteki. Niektórzy sprzątali dom, inni bawili się z dziećmi, a jeszcze inne pomagali w przygotowaniu obiadu. Zaczęłam od prac porządkowych, a następnie pomagałam w wydawaniu posiłków. Migranci zaczęli przybywać do jadalni około 11.30.

Organizator w kuchni poinstruował wszystkich, aby usiedli i poczekali, aż jedzenie zostanie im przyniesione. Jadalnia mogła pomieścić około 300 osób. Po ponad półtoragodzinnym podawaniu zupy miałam wrażenie, że odpadną mi ręce! Mieliśmy trzy duże izolowane pudełka z grubą plastikową torbą w środku, aby utrzymać zupę w cieple. Zupa była przeznaczona dla dzieci. Dorośli dostawali talerz ryżu, kurczaka i fasolę. Inni studenci pomagali nosić metalowe tace z napełnionymi miskami lub talerzami do oczekujących. Poszło całkiem sprawnie i każdy dostał coś do jedzenia.

Podczas posiłku miałam również okazję porozmawiać z niektórymi rodzinami. Widziałam po ich twarzach i oczach, jak wiele znaczyło dla nich to, że zainteresowałam się ich historią.

Obydwie mamy piegi

Po obiedzie poszłam pobawić się z dziećmi. Mały chłopiec z puszystymi, kręconymi brązowymi włosami i niebieskimi oczami był całkowicie zafascynowany moją osobą i podążał za mną wszędzie. Zaczęłam od zabawy w berka z nim i kilkoma innymi chłopcami, a potem znalazłam książeczkę z bajkami, żeby im poczytać. Mała dziewczynka podeszła do mnie, wskazała na moją twarz, a następnie na swoją i powiedziała po hiszpańsku, że obie mamy piegi. Następnie uśmiechnęła się szeroko i usiadła, by posłuchać opowieści.

Gdy czytałam, dziewczynka zauważyła, że potykam się o hiszpańskie słowa i zaczęła poprawiać moją wymowę, co bardzo doceniłam. Następnie poprosiłam ją, by to ona dalej czytała, a ona przeczytała resztę historii znacznie lepiej niż ja. Zaczęłam kolorować z inną małą dziewczynką i nagle poczułam szarpnięcie za rękaw. Obejrzałam się i zobaczyłam inną dziewczynkę, która patrzyła na mnie nieśmiało i zapytała: „¿Dónde compraste tu traje?”. (Gdzie kupiłaś sukienkę?) Z uśmiechem odpowiedziałam jej: „Mi hermana lo cosió. ¿Te gusta?” (Moja siostra ją uszyła. Podoba Ci się?) A ona przytaknęła energicznie z wielkim uśmiechem na twarzy.

Kiedy zobaczyłam wszystkie kolorowanki leżące wokół, zastanawiałam się, czy nie ma innej gry, w którą moglibyśmy z nimi zagrać. Było tak mało zabawek dla tak wielu dzieci! Wzięłam kawałek papieru i zrobiłam papierowy samolot. Następnie rzuciłam go wzdłuż pokoju. Wkrótce wielu małych chłopców podeszło do mnie z kawałkiem papieru. Przez następne dwadzieścia minut byłam zajęta uczeniem ich, jak robić papierowe samoloty. Środek dużego pokoju stał się lotniskiem z całą „armią” papierowych samolotów.

MTA otoczona kolorowankami

W pewnym momencie dałam obraz Matki Bożej komuś innemu z naszej grupy studentów-misjonarzy, ale w pewnej chwili straciłam tę osobę z oczu. Po posprzątaniu dużej jadalni poszłam poszukać misjonarki i „mojej” Matki Bożej Pielgrzymującej. Znalazłem misjonarkę bez obrazu Matki Bożej. „Gdzie on może być?” – zadałam sobie pytanie, trochę zaniepokojona. Ale potem znalazłem go na środku stołu, przy którym siedziały najmłodsze dzieci. Matka Boża była otoczona kolorowankami, ołówkami i kredkami we wszystkich kolorach i wyglądała, jakby naprawdę tam było Jej miejsce. Podeszłam, by pokazać Ją dzieciom. Niektóre wiedziały, że to Matka Boża, ale niektóre nie miały pojęcia.

W tym czasie dochodziła 14.30, a my chcieliśmy wrócić do Newman Centre przed 18:00. Zaczęliśmy pakować nasze rzeczy i ze smutkiem żegnaliśmy się.

Było to bardzo ubogacające doświadczenie dla wszystkich misjonarzy i mam nadzieję, że dla wszystkich, którym służyliśmy. Pod koniec dnia po raz kolejny zdaliśmy sobie sprawę, jak beztroskie mamy życie i jak wiele rzeczy każdego dnia przyjmujemy jako oczywiste.

Strona internetowa Szensztackich Sióstr Maryi w USA:
https://schoenstattsistersofmary.us/a-missionary-experience/