Historia biedronki
– po prostu niewiarygodne!
Im dłużej jestem Szensztacką Siostrą Maryi, tym bardziej jestem wdzięczna za moje powołanie. Najbardziej fascynuje mnie fakt, że na drodze powołania Bóg potrzebuje ludzi, że wykorzystuje swoje stworzenia, aby zwrócić moją uwagę na siebie.
Czasami dzieje się to w bardzo humorystyczny sposób:
Spoglądam wstecz: przed wstąpieniem do wspólnoty sióstr składam pożegnalne wizyty rodzinom ministrantów, z którymi byłam zaangażowana w życie parafii. Przyjeżdżam do jednej z rodzin i pierwszą rzeczą, jaką mówią dwaj młodsi ministranci, witając się ze mną, jest:
„No tak, co my o tobie słyszeliśmy, idziesz do zakonu biedronek?”.
Roześmiałam się serdecznie. Aha, pomyślałam, to świetne połączenie:
Siostry Maryi [w j. niemieckim „Marienschwestern”]
– biedronki [w j. niemieckim „Marienkäfer“]
A „zakon” – cóż, jesteśmy instytutem świeckim, pomyślałam. Na ile było to możliwe, próbowałam wyjaśnić ministrantom różnicę.
Ponieważ mój postulat (sześciomiesięczny okres wprowadzający przed obłóczynami) właściwie już się rozpoczął, ale mogłam dołączyć do postulantek dopiero później, napisałam do nich:
Czy wiecie , że jesteśmy w „biedronkowym zakonie”? I wysłałam im cukierki z naklejkami biedronek, żeby sprawić im trochę radości.
Zastanawiam się, czy Bóg wykorzystał tamto spotkanie z ministrantami, by uświadomić mi istnienie biedronek? Jestem pewna, że tak. I aż trudno mi uwierzyć, ile biedronek biegało, pełzało i latało po mojej drodze od tamtego momentu.
Tak więc biedronka stała się dla mnie wspaniałym symbolem.
Zawsze przypomina mi o moim powołaniu.
Ale nie tylko. Z biegiem lat biedronka stała się dla mnie nie tylko symbolem przypominającym o moim powołaniu, ale także symbolem rzeczywistości Boga:
-
Jego bliskości,
-
Jego obecności w odpowiednim momencie,
-
Jego zachęty,
-
Jego wsparcia,
-
Jego miłości.
Trzeba sobie wyobrazić , że idę przez duże miasto Zagrzeb na przystanek tramwajowy w zimny listopadowy dzień i myślę o wielu rzeczach, które w jakiś sposób sprawiają, że czuję się trochę przygnębiona. To właśnie przydarzyło mi się kilka lat temu. I nagle: co to jest na moim płaszczu? Biedronka! Niewiarygodne, o tej porze roku.
Natychmiast znika cały mój smutek, chwila szczęścia w szarej codzienności.
Wtedy dociera do mnie myśl: „Tak, mój Boże, Ty jesteś ze mną, Ty wiesz wszystko, co się we mnie dzieje” i niejako mówisz do mnie:
„Nie martw się tak bardzo. Wiem o tym i zatroszczę się o wszystko”.
Jakiś czas później organizuję spotkanie dla małżeństw przy naszym pierwszym sanktuarium szensztackim w Chorwacji, w miejscowości Mala Subotica. Spotkanie kończy się rodzinną pogawędką. Jeden z ojców rodziny skorzystał z okazji, by ze mną porozmawiać i zapytał: „Jak można być tak szczęśliwym jak siostra? Chciałbym być taki, ale nie potrafię”.
A moja odpowiedź:
„Wie pan, ja też muszę się starać, ale pomagają mi małe radości dnia codziennego, kiedy doświadczam, że Bóg jest przy mnie”. A potem opowiadam mu o szarym listopadowym dniu i biedronce. Wtedy mężczyzna mówi do mnie – prawie zszokowany: „Siostro, niech Siostra patrzy, po ścianie pełza właśnie biedronka”. Pomyślałam, że to niewiarygodne, że dobry Bóg dla tego człowieka natychmiast wysyła biedronkę! Prawie zaniemówiłam na ten widok. Ale jeszcze bardziej ucieszył mnie fakt, że Bóg w ten sposób potwierdził moje własne doświadczenie – dla tego człowieka.
I znowu jakiś czas później. Wybrałam się na wycieczkę z młodymi ludźmi do lasu niedaleko Zagrzebia.
Gdy docieramy do celu, siadamy w kręgu na drewnianych pniach i podejmujemy temat wiary w Opatrzność Bożą. Tak od niechcenia, właściwie nieplanowanie, opowiadam dziewczynom o moich „biedronkowych” doświadczeniach: doświadczeniu szarego listopadowego dnia i sytuacji, w której mężczyzna zapytał mnie, jak można stać się szczęśliwym.
Wtedy jedna z dziewcząt nagle stwierdziła: „Siostro, po Siostry welonie chodzi biedronka!”
Znowu nie mogę uwierzyć w to, co się dzieje. Po prostu niewiarygodne. Również dla tych młodych ludzi było to prawdopodobnie bezpośrednie pozdrowienie od Boga: Tak, naprawdę tutaj jestem!
Od tamtej pory używam historii o biedronkach od czasu do czasu podczas moich przemówień, gdy w jakiś sposób czuję, że ludzie siedzący przede mną potrzebują zachęty, zapewnienia, że nie są sami i z tym, co obecnie przeżywają.
I znowu jakiś czas później. Wybrałam się na wycieczkę z młodymi ludźmi do lasu niedaleko Zagrzebia.
Gdy docieramy do celu, siadamy w kręgu na drewnianych pniach i podejmujemy temat wiary w Opatrzność Bożą. Tak od niechcenia, właściwie nieplanowanie, opowiadam dziewczynom o moich „biedronkowych” doświadczeniach: doświadczeniu szarego listopadowego dnia i sytuacji, w której mężczyzna zapytał mnie, jak można stać się szczęśliwym.
Wtedy jedna z dziewcząt nagle stwierdziła: „Siostro, po Siostry welonie chodzi biedronka!”
Znowu nie mogę uwierzyć w to, co się dzieje. Po prostu niewiarygodne. Również dla tych młodych ludzi było to prawdopodobnie bezpośrednie pozdrowienie od Boga: Tak, naprawdę tutaj jestem!
Od tamtej pory używam historii o biedronkach od czasu do czasu podczas moich przemówień, gdy w jakiś sposób czuję, że ludzie siedzący przede mną potrzebują zachęty, zapewnienia, że nie są sami i z tym, co obecnie przeżywają.
Na przykład na spotkaniu kręgów pielgrzymkowych. Uczestniczyło w nim między innymi małżeństwo, którego syn kilka lat temu odebrał sobie życie i które bardzo cierpi z tego powodu. Widziałam, że gdy opowiadałam im o biedronkach, na ich twarzach i twarzach innych uczestników nagle pojawiła się radość. To również dla mnie stało się najpiękniejszym darem.
Po spotkaniu ta właśnie para podziękowała serdecznie za wszystko – to był dla mnie niezapomniany moment.
Spośród wielu „biedronkowych” chwil szczęścia chciałabym wspomnieć o jeszcze jednym wydarzeniu. Było to spotkanie dla pielgrzymów, którym również opowiedziałam historię biedronki. I także tym razem: Na twarzach pojawia się radość, uśmiech, zadowolenie, jakoś tak tworzy się luźna atmosfera. A przed rozjazdem do domów ma miejsce jeszcze bardzo radosne spotkanie, podczas którego niektórzy opowiadają, jak odkryli Boga za wydarzeniami swojego życia.
Dzięki historiom o biedronkach wielu z tych ludzi dopiero z perspektywy czasu zdało sobie sprawę, że Bóg jest tu i teraz : Że działa w tym lub innym wydarzeniu.
Pewna kobieta opowiedziała nam między innymi, że długo czekała na skomplikowaną operację ręki, a w drodze na dzisiejsze spotkanie otrzymała wiadomość z datą operacji, która może nastąpić wkrótce. Na koniec dodała: To jest moje dzisiejsze „biedronkowe” doświadczenie.
Swoimi „biedronkowymi” opowieściami chciałabym życzyć wszystkim, którzy je czytają, wielu „biedronkowych doświadczeń” w znaczeniu: Bóg istnieje, jest tutaj bardzo realnie.